JAKI WYBRAĆ OLEJ? NAJLEPIEJ ZDROWY!

Co oznacza termin „z pierwszego tłoczenia”?

Oznacza niestety tylko tyle, że surowiec był tłoczony tylko raz, ale już niekoniecznie, że olej był tłoczony na zimno. Jest to marketingowa zagrywka producentów. Umieszczają oni ten napis na butelkach kobylastymi literami, aby konsumentowi olej ten kojarzył się z czymś zdrowym i wysokiej jakości. Tymczasem tak jak w przypadku kosmetyków należy patrzeć na maleńkim druczkiem podany skład INCI, tak i w przypadku oleju należy dokładnie przyjrzeć się etykiecie, ponieważ olej z dużym napisem „z pierwszego tłoczenia” ma z tyłu drugą etykietę, a na niej napis „olej rafinowany”. Czyli taki mniej więcej nóż stołowy – ładnie wygląda, do niczego się nie nadaje.

Jakie oleje kupować?

Przede wszystkim tłoczone na zimno. Musi to być wyraźnie zaznaczone na etykiecie. Na zimno! Poza tym musi zawierać jak najwięcej kwasów tłuszczowych Omega-3, a jak najmniej Omega-6. Prawidłowe proporcje jakie powinniśmy na co dzień spożywać to stosunek 4:1 jako niezbędne minimum (cztery części Omega-3 do jednej części Omega-6). Może być nawet 5:1. A co się dzieje dzisiaj? W związku z powszechnym spożywaniem olejów będących bogatym źródłem kwasów omega-6 (np. popularne oleje roślinne: słonecznikowy i sojowy) stosunek ten jest całkowicie odwrotny! Spożywamy o wiele więcej Omega-6, a Omega-3 tyle co nic. Często zaburzenie proporcji w dietach niektórych osób (lubujących się w zawierających ogromne ilości Omega-6 potrawach smażonych, ciastach, wyrobach cukierniczych, fastfoodach itd.) potrafi sięgać nawet 1:30 czyli jedna część niezbędnych nam Omega-3 na trzydzieści części Omega-6! Są jeszcze Omega-9, ale nimi nie będziemy się dzisiaj zajmować.

Najbardziej zbliżoną do ideału proporcję Omega-3 do 6 ma olej lniany. Całkiem niezły choć już zdecydowanie nie tak zdrowy jak lniany jest też olej rzepakowy, pod warunkiem, że jest nierafinowany. Ja używam w swojej kuchni do sałatek i innych potraw na zimno oleju lnianego z uwagi na to, że Omega-3 stanowią w nim aż połowę zawartości wszystkich kwasów tłuszczowych. Lepiej być nie może.

Oliwa z oliwek – jaką kupić?

Tu jest ważne pierwsze i drugie tłoczenie. Oczywiście pierwsze tłoczenie i to na zimno jest lepsze niż drugie. Produkt z pierwszego tłoczenia nazwany jest „extravergine”. Natomiast z drugiego będzie określony na etykiecie jako „Olio di sansa di oliva” czyli oliwa z wytłoczyn, z drugiego tłoczenia, rafinowana. Jest ona znacznie tańsza niż extravergine i ma znacznie gorsze parametry biochemiczne. Nadaje się jedynie do smażenia.

Dobre marki oliwy z oliwek podają na opakowaniu również kwasowość – od 0,2 do 0,8. Im mniejsza tym znaczy się, że oliwa jest lepszej jakości (niestety również droższa, ale warto zainwestować). Wyższą ilość kwasów ma oliwa, która powstała z np. oliwek przejrzałych bądź uszkodzonych przez pasożyty. Unikajmy przede wszystkim zakupu taniej oliwy, która jest oznaczona jako „wytłoczona i butelkowana w UE”, najczęściej są to jakieś mixy i zlewki oliwy dobrej i byle jakiej – by wyszło taniej. To tak podobnie jak z miodem oznaczonym „mieszanka miodów pochodzących z krajów Unii i spoza Unii” – jest to zlewka miodu dobrego i taniej chińszczyzny. Oliwy włoskie najlepszej jakości oznaczone są na butelkach literkami DOP, co oznacza iż proces uprawy i produkcji jest ściśle określony i kontrolowany.

Oliwa z oliwek jest trwalsza niż olej lniany, można ją przechowywać dłużej i nie w lodówce, wystarczy w szafce kuchennej. Wstawiona do lodówki mętnieje, lecz jest to odwracalne. Ze względu na wrażliwość na światło, oliwa powinna być przechowywana w butelkach z ciemnego szkła.

ŚWIEŻE PIECZYWO PROSTO Z PIECA

Coraz więcej marketów decyduje się, żeby zagospodarować na teranie sklepu choć kawałeczek miejsca na własną piekarnię. Ostatnio ogromna przebudowa trwa w Lidlu niedaleko mojego mieszkania. Pół parkingu rozkopane, choć sklep nadal funkcjonuje to na zewnątrz cała rzesza robotników wylewa siódme poty w te upalne dni, żeby jak najszybciej dobudować część przeznaczoną na piekarnię.


Na samą myśl, że wchodząc do sklepu będę czuła unoszący się wszędzie zapach ciepłego pieczywa, a pod ręką będą zawsze dostępne ciepłe. chrupiące bułeczki cieknie mi ślinka.

Mimo wszystko nie sięgnę po to pieczywo, jeśli nie będę do tego siłą zmuszona. Ani po żadne inne serwowane przez marketowe "piekarnie"

ZBYT PIĘKNE, BY MOGŁO BYĆ PRAWDZIWE
Nie zastanawiał Was nigdy fenomen tego, że w markecie pieczywo jest zawsze "świeże", pieczone na miejscu, dodatkowo ma szeroki asortyment - od najzwyklejszego białego, pszennego chleba czy kajzerek przez kilka rodzajów "ciemnego" pieczywa, aż po zbożowe produkty fitness, a jeszcze jakby tego było mało stanowisko obsługuje zwykle jedna osoba?

GDZIE JEST HACZYK?
Spróbujcie kiedyś zjeść bułkę z marketu, która leży szczelnie zamknięta dłużej. niż jeden dzień.
No cóż, powinna być trochę czerstwa? Nie! Będzie twarda jak kamień!
A to niewątpliwie zasługa głęboko mrożonego ciasta, z którego pieczywo w marketach jest wypiekane. Przyjeżdża prawie gotowe do sklepu i schowane w zamrażarce czeka na swoją kolej do podgrzania. I może tak czekać nawet 9 miesięcy.

Trwałość zapewnia mu między innymi E282 (propionian wapnia), które skutecznie chroni przed pleśnią i innymi grzybami, E202 (sorbinian potasu), który jest silnym alergenem. E300 (kwas L-askorbinowy) dba o to, żeby zatrzymać wewnątrz gaz - dzięki temu pieczywo wydaje się większe i bardziej miękkie.L-cysteina nadaję rozciągliwość i miękkość, zapobiega kruszeniu się ciasta i przylepianiu do maszyn. Otrzymywana ze zwierzęcego włosia i piór.
Mmm, brzmi smacznie.

Eksperci twierdzą, że taki wynalazek nadaje się do spożycia tylko 3-6 godzin po przyrządzeniu. Śmiem wątpić, że jakikolwiek market po 6 godzinach wyrzuca to co zostało i piecze nowe.

SKĄD CIASTO POCHODZI?
Z wielkich fabryk, oddalonych o tysiące kilometrów. Czasami są to fabryki w Rumunii, czy Chinach czasami w innych krajach, w których produkcja jest tania i opłacalna. Z wielkich fabryk w których sami chyba nie wiedzą skąd i jakiej jakości jest mąka. Z wielkich fabryk, w których oprócz jedzenia mamy brud, smród i ubóstwo.

Zgodnie z prawem konsument powinien być wyraźnie informowany o tym, że wypiek powstaje z mrożonego ciasta. I ta informacja z reguły gdzieśtam małym druczkiem na cenówkach, czy piecach się pojawia, nie przeczę. Natomiast na próżno szukać informacji o składzie, czy dodatkach, które produkt zawiera, a te też powinny dostępne dla każdego klienta.

Wypiek tradycyjnego pieczywa wymaga umiejętności, a przede wszystkim czasu - którego w markecie nie ma. Prawdziwy chleb na zakwasie i drożdżach przez kilka godzin rośnie, nie potrzebuje tych wszystkich konserwantów i polepszaczy a lista jego składników jest krótka.
To co fundują Nam w marketach nazwałabym wyrobem chlebopodobnym.



Dodaj komentarz






Dodaj

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl